Pokłoń się lub po prostu uciekaj w przerażeniu — bowiem nadszedł, Czwarty sezon Wiedźmina od Netflixa. Tak, to naprawdę się wydarzyło. Oddając twórcom sprawiedliwość, w momencie premiery nawet najbardziej neutralni krytycy przestali wierzyć w sukces tego serialu. Fenomenalne. Jeden z najbardziej obiecujących projektów fantasy od dłuższego czasu miotał się w swoich agoniach. Nic dziwnego, że sezon został zalany krytyką i praktycznie utonął w negatywnych ocenach. A jakby tego było mało, Netflix wydał również film o gangach Szczurów, który pierwotnie miał być spin-offem — ale, po raz kolejny, coś poszło nie tak. Mimo to, analizowanie Wiedźmina jest fascynujące z akademickiego punktu widzenia, ponieważ jest to doskonały przypadek tego, co może się stać z wielką historią, gdy jest obsługiwana przez ludzi, którzy nie rozumieją materiału źródłowego i nie mają wyczucia tonu autora. Dokładnie tym się tutaj zajmiemy.
Na wypadek, gdybyś zapomniał, Netflix w jakiś sposób zdołał stracić swojego tytularnego aktora. Henry Cavill był niezadowolony z odstępstw od kanonu i często zderzał się z zespołem scenarzystów oraz showrunnerką Lauren Schmidt Hissrich — co ostatecznie doprowadziło do jego odejścia w trakcie produkcji. Cavill pracował za stosunkowo małą wypłatę (jak na hollywoodzkie standardy) i był oddanym fanem oryginalnych gier i książek — coś, co Hissrich później subtelnie wyśmiewała w wywiadach.
Oczywiście, nic z tego nie jest całkowicie potwierdzone. Zarówno Henry, jak i Lauren bardzo ostrożnie wypowiadali się o tym, co się wydarzyło, ale z biegiem czasu, więcej drobnych szczegółów zaczęło wypływać — wystarczająco, aby złożyć wszystko w całość. Podobno, Liam Hemsworth, nowy aktor grający Geralta, był brany pod uwagę do tej roli od samego początku, a tylko interwencja trudnego Henry'ego Cavilla uniemożliwiła skromnemu Netflixowi i równie skromnej Hissrich zrealizowanie ich wielkich planów na sukces.
To był emocjonalny kontekst otaczający serial podczas produkcji nowych sezonów, co naturalnie wpłynęło na oglądalność. Na powierzchni, jednak, Hemsworth wygląda całkiem dobrze. Jego Geralt najbardziej przypomina wersję z Wiedźmin 3: Dziki Gon — doskonale wyrzeźbiony, męski i fizycznie imponujący. Jest mniej masywny niż Cavill i wydaje się nieco bliższy kanonowi książkowemu. Ale jest jeden poważny problem: niestety, Liamowi brakuje charyzmy.
Cavill spędził trzy sezony na doskonaleniu swojej roli. Tak, dział kostiumów wciąż ubierał go w dziwne skórzane stroje rodem z jakiejś pokręconej imprezy, a tak, nigdy nie udało im się znaleźć porządnej peruki dla głównego bohatera — ale Wiedźmin Cavilla czuł się jak Wiedźmin. Nawet gdy Henry milczał lub zamyślał się, jego twarz przekazywała emocje. Hemsworth, z drugiej strony, po prostu wypełnia swoją umowę, przechodząc przez 90% czasu ekranowego z nieskazitelnym, ale bezżywym wyrazem twarzy. Jego Geralt nie jest już osobą, tylko postacią, i znika w tle wśród wielu towarzyszy, którzy podróżują z łowcą potworów.
Już przed premierą ujawniono, jak pisarze postanowili wyjaśnić zmianę aktorów. Od teraz historia Geralta to bajka opowiadana dzieciom — a opowiadacze mogą mieć różne wizje Wiedźmina. Problem w tym, że zrozumiałbyś to tylko, jeśli przypadkiem przeczytałeś o tym w internecie. Jeśli nie śledziłeś plotek o serialu, efekt jest niezamierzenie komiczny: pokazano nam skróconą wersję wszystkich trzech poprzednich sezonów, ale teraz z Hemsworthem.
Pomyśl o tym jeszcze raz: serial nie mówi, że są różne interpretacje Geralta, Yennefer i Ciri — po prostu prosi cię, abyś zapomniał o latach pracy Cavilla i zastąpił je przyspieszonym streszczeniem z Liamem, podczas gdy reszta obsady pozostaje niezmieniona. Jeśli to nie jest jawny brak szacunku dla wysiłku aktora, to co nim jest? W tym momencie prawdziwe nastawienie showrunnera do Cavilla i jego prób odtworzenia książkowego Wiedźmina powinno być boleśnie jasne.
Czy tę trudną sytuację można było rozwiązać inaczej? Oczywiście. Wystarczyłoby pokazać debatę między opowiadaczami na temat wyglądu Geralta i innych postaci — może przedstawiając cztery lub pięć wersji, każdą z unikalnymi cechami. To odpowiedziałoby na każde pytanie, które miała publiczność, zachowując jednocześnie interpretację Cavilla jako ważną, tylko nie jedyną.
Hemsworth nie stara się naśladować swojego poprzednika — i najwyraźniej nie był to cel. Teraz jednak Geralt od czasu do czasu krzyczy jak pełnoprawny bohater akcji, coś, co internet już przerobił na niezliczone memy. Czy słynny Wiedźmin mógł pierwotnie być taki? Możliwe.
Chcę jeszcze raz podkreślić: nowy Biały Wilk to ciekawa i smutna sytuacja, ale z pewnością nie największy problem serialu. Hemsworth po prostu nie ma wystarczająco dużo czasu ekranowego. Ten sezon adaptuje powieść Chrzest ognia, w której trzej główni bohaterowie nawet się nie spotykają. Gdyby Liam był tam od początku, mógłby sobie z tym lepiej poradzić.
Porozmawiajmy teraz o fabule — ponieważ tylko luźno nawiązuje do oryginalnej książki. Po buncie magów Geralt przegrywa bitwę z czarodziejem Vilgefortzem; Ciri przypadkowo teleportuje się na pustynię, gdzie ostatecznie znajduje gang zabójców i złodziei — Szczury; a Yennefer zostaje, aby zmierzyć się z konsekwencjami zamachu w Thanedd.
Geralt dochodzi do siebie w lesie Brokilon pod opieką dryad, a następnie zabiera Dandeliona i nowego sojusznika — łucznika Milvę — aby poszukać Ciri i uwolnić ją z niewoli pod panowaniem Emhyra z Nilfgaardu. Problem w tym, że Emhyr (tak nazywa się cesarz) ma fałszywą Ciri, ale Wiedźmin o tym nie wie i szczerze wierzy, że jego adoptowana córka jest gdzieś tam — w krainie, której władca obecnie prowadzi wojnę przeciwko Północnym Królestwom.
Ogólnie rzecz biorąc, wątek Geralta w serii nie ucierpiał zbytnio. W rzeczywistości, scenarzyści swobodnie pomijają duże fragmenty czasu, co całkowicie przekształca osobowości już znanych postaci ekranowych. Niespodziewanie, Cahir wraca do swojej kanonicznej formy. Nieliczni fani docenili wersję, którą wcześniej pokazało Netflix — niegdyś odważny młody rycerz został przemieniony w odrażającego szaleńca, który zarówno przed, jak i po spotkaniu z Ciri, popełniał wszelkiego rodzaju wątpliwe czyny. Teraz jednak dość szybko dołącza do towarzystwa Geralta, udowadnia swoją szlachetność i użyteczność, a ostatecznie staje się przyjacielem i sojusznikiem Białego Wilka. Wow — dokładnie jak w książce.
Dziwne tendencje Jaskra zostały cicho zapomniane, ale zakres zmian był na tyle duży, że scenarzyści musieli poświęcić znaczną część fabuły na króla Radovida i jego przyjaźń z bardem. Zgodnie ze scenariuszem, monarcha — niegdyś najniebezpieczniejszy maniak Północnych królestw — stał się taki z powodu skandalu związanego z Dandelionem. Radovid zmienia nastroje jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, co wygląda bardziej komicznie niż wiarygodnie. Ta niezwykle modna i oryginalna fabuła, rozpoczęta już w sezonie 3, od samego początku wprawiała fanów w osłupienie. Jaskier — słynny uwodziciel i wesoły łotr — po prostu nie mógł być taki. Od tamtej pory nic się nie zmieniło. Przynajmniej, choć w niezgrabny sposób, twórcy w końcu wracają do czegoś bliższego oryginalnemu materiałowi.
Jak w powieści, Geralt i Cahir dzielą identyczne sny o przygodach Ciri. Jednak postacie w serialu są znacznie głupsze niż ich książkowe odpowiedniki. Fakt, że Geralt dosłownie widzi swoją adoptowaną córkę walczącą z potworami w zupełnie innym otoczeniu — wyraźnie nie w sali tronowej Nilfgaardu — nie skłania go do żadnego rodzaju uświadomienia sobie. Dla porównania, w książce Biały Wilk odkrywa dzięki tym wizjom, że powinien szukać księżniczki gdzie indziej.
Jest też cały odcinek z retrospekcją, który warto wspomnieć, w którym bohaterowie przypominają sobie swoje przeszłości (zanim się spotkali), a Dandelion ostatecznie zamienia to wszystko w pełnoprawny musical! Tak — Wiedźmin ma teraz odcinek, w którym przez prawie dwadzieścia minut postacie śpiewają, towarzyszy im animowana historia dla Regisa. Najwyraźniej w umysłach twórców wyglądało to świeżo i oryginalnie, ale w praktyce odcinek nie wnosi nic nowego — po prostu marnuje czas, łamiąc już i tak chwiejne tempo.
Nie trzeba mówić, że chemia wśród towarzystwa Geralta — hansa — nie ma się nijak do tego, co było w książkach. To tylko zbiór postaci idących gdzieś, od czasu do czasu wymieniających słowa, ale pozostających dla siebie obcymi. Są równie daleko od widza. Nawet pojawienie się Zoltana Chivaya — duszy gier i głównego źródła humoru i koloru — wydaje się nudne i rutynowe. Poza kilkoma prymitywnymi tekstami, krasnolud nie pozostawia żadnego wrażenia.
Regis jednak wyróżnia się. Pewnie już słyszałeś, że blady wampir jest grany przez nie tak bladego Laurence'a Fishburne'a, znanego z roli Morfeusza w Matrixie. Decyzje castingowe w serialu były stałym punktem zapalnym dla fanów od samego początku, więc nikt nie był szczególnie zszokowany tym razem. Portret Regisa nie tylko nie przypomina jego grywalnej inkarnacji, ale także ma niewiele wspólnego z oryginałem Sapkowskiego.
Jedynym odkupującym akcentem jest jego komicznie zła fryzura, która zamienia tajemniczego wampira w trochę żart. Mimo to, Fishburne wyciska z materiału każdą ostatnią kroplę. Jego gesty, ton, a nawet uśmiech pasują do Regisa zaskakująco dobrze. Jeszcze raz aktor daje z siebie wszystko, aby podnieść coś, co twórcy zdają się determinowani zrujnować.
Niestety, Regis kończy z tym samym losem co nowy Geralt. Jeśli jeszcze nie wiesz, że jest wampirem, będziesz miał trudności z jego rozpoznaniem. W książkach Wiedźmin szybko dedukuje prawdziwą naturę swojego towarzysza — tutaj jego medalion nawet nie wibruje, a on nie okazuje żadnych podejrzeń. A jednak pod koniec sezonu, Biały Wilk nagle zwraca się do Dandeliona i bez ogródek wyjaśnia wampiryczną tożsamość Regisa. Jak to odkrył? Dlaczego nie omówił tego bezpośrednio z Regisem? Tyle pytań. Jeszcze raz, jedna dobrze napisana scena mogłaby to naprawić — ale najwyraźniej nikomu nie zależało wystarczająco.
Wcześniej wspomniałem o skokach czasowych — i w rzeczywistości są one znacznie poważniejszym problemem, niż się wydaje. Postacie tylko od czasu do czasu wspominają, że minęły miesiące od poprzedniej sceny. Dla widzów to zaledwie kilka minut. Tymczasem grupa Geralta wciąż błądzi po niemal identycznych krajobrazach, a ich wygląd ledwo się zmienia — co dodaje jeszcze więcej zamieszania.
Którą szkołę Wiedźmina byś wybrał?
Przejdź do ankietyBy the end, things devolve into pure circus. Part of the hansa splits off for personal reasons, determined to continue their journey without Geralt. The show tries to squeeze emotions out of the audience and underline the gravity of the moment — but within a few minutes, one of the characters returns. Allegedly, during that brief time apart, they reconsidered everything and made a different choice. The two scenes are separated by mere minutes.
Podobny problem występuje z geografią — chociaż staje się to najbardziej oczywiste nie w wątku Białego Wilka, ale w wątku Ciri.
Wątek Ciri ucierpiał najmniej — chociaż to raczej nie zasługa scenarzystów. Jak wspomniałem wcześniej, przygody Szczurów pierwotnie miały stać się osobnym serialem. Ostatecznie liczba odcinków została znacznie zmniejszona, a całość przekształcono w film. Z drugiej strony, segmenty Ciri zostały rozwinięte w pełny sezon. W rezultacie jej wątek ma zupełnie inny ton i tempo, a nawet wygląda wizualnie odmiennie. Mimo to, jest zwięzły i na temat. Przejścia między Geralt a Ciri są nagłe, niezgrabne i niespodziewane. Nikt nawet nie pomyślał o utrzymaniu spójnego nastroju — ani o podstawowej zasadzie kinematografii, że widzowie potrzebują kilku sekund, aby przetworzyć emocjonalny moment. Często, gdy coś poważnego lub tragicznego przydarza się Geraltowi, ekran po prostu gaśnie — a w następnej sekundzie widzimy Ciri śmiejącą się i bawiącą się. Gdyby twórcy dali każdej scenie kilka sekund na zniknięcie, przepływ wydawałby się znacznie bardziej naturalny. Ale niestety.
W tym sezonie księżniczka dorasta i uczy się stać na własnych nogach. Szczerze mówiąc, nigdy nie lubiłem Szczurów nawet w książkach — a serial tego nie zmienił. Moim zdaniem, Andrzej Sapkowski zawsze zamierzał, aby byli zwykłymi bandytami, a nie postaciami, z którymi powinniśmy się identyfikować. Dziećmi wojny, jeśli wolisz. Tak, pomagają Ciri, ale w rzeczywistości potrzebuje ich znacznie mniej, niż oni potrzebują jej. Szybko staje się jasne, że dla dziewczyny o popielatych włosach to tylko przejściowa faza nastoletnia — nic więcej. W końcu Szczury dostają dokładnie to, na co zasługują.
Z jakiegoś powodu twórcy serialu postanowili podkreślić, że gang wcale nie jest taki zły — nawet próbując przedstawić ich jako rodzaj drużyny marzeń, zasługującej na spin-off. Miejmy nadzieję, że ktoś odpowiedzialny zdołał wyjaśnić Lauren Hissrich, jak strasznym pomysłem to było, i dlatego gotowy projekt ostatecznie został porzucony. Nieliczne fragmenty, które trafiły na ekran, nie rozwijają postaci — ale szczerze mówiąc, nie budzą też dużego zainteresowania. Szczególnie w porównaniu do własnej bandy Geralta, która cierpi na podobne problemy. It would’ve been better to focus on them instead. Still, the Rats are part of the original story, just like many other questionable elements. Cutting them entirely would’ve made little sense. And after all, this is where Leo Bonhart appears — one of the most terrifying villains in the entire saga, who first debuted in Baptism of Fire.
Bonhart to zabójca wiedźminów i sadystyczny maniak, który czerpie przyjemność z bólu i krwi innych. Sapkowski nigdy tak naprawdę nie wyjaśnił, jak starzejący się szermierz mógł zabić wyszkolonych mutantów, ale warto pamiętać, że wiedźmini w książkach też nie byli dokładnie nadludźmi. Bonhart jest grany przez Sharlto Copley'a — znanego i zapadającego w pamięć aktora, choć rzadko widywanego w produkcjach z wysokim budżetem. Jego mocną stroną są solidne projekty średniej wielkości, w których aktorzy mają swobodę twórczą. A Copley doskonale odnajduje się w roli złoczyńców — nie tylko złych facetów, ale szalonych, psychotycznych morderców. Znalezienie lepszego kandydata na Leona byłoby trudne. I, cud cudów, kiedy casting nie jest dyktowany punktami różnorodności, rzeczy zaczynają działać. Bonhart jest dokładnie taki, jak go sobie wyobrażano — co samo w sobie sprawia, że wyraźnie wyróżnia się na tle wymuszonej różnorodności rasowej, tolerancji i przesłań. Wielu widzów już nazwało Leona gwiazdą sezonu 4. Nie Geralt, pamiętajcie — ale czyste, nieprzefiltrowane zło, które w książkach budzi jedynie odrazę.
Aby podsumować dyskusję na temat drugiego wątku fabularnego, wróćmy do tego, co wspomniałem wcześniej — geograficznych niespójności. Jest scena, w której Ciri masakruje gang w salonie tatuażu. Zostaje tam na chwilę, a później Bonhart bada zwłoki, śledząc księżniczkę i jej grupę. Innymi słowy, między obecnością Ciri a przybyciem Bonharta powinno minąć tylko kilka godzin. A jednak w jakiś sposób Leo nie może znaleźć Ciri przez wieki — najwyraźniej w tym samym mieście. Potem okazuje się, że jest w zupełnie innym mieście, chociaż wizualnie nie ma sposobu, aby to rozpoznać. A stolica Nilfgaardu? Czasami jest to dwudziestominutowy spacer, czasami jest na innym kontynencie. Cudowne. Z powodu takich momentów trudno traktować ten świat poważnie — wydaje się mniej jak serial telewizyjny, a bardziej jak sztuka teatralna, w której aktorzy na chwilę schodzą ze sceny i pojawiają się gdzieś „zupełnie gdzie indziej”.
Jednak największe problemy w nowym sezonie dotyczą Yennefer. To, co twórcy zrobili z czarodziejkami, przekracza wszelką logikę. Nazwanie tego złym byłoby niedopowiedzeniem. I to ironiczne, ponieważ wątek Yennefer mógł być kopalnią złota dla nowoczesnych scenarzystów. To jest książka, w której czarnowłosa czarodziejka rozwija się ogromnie jako postać i po raz pierwszy w pełni przyjmuje rolę matki. Co więcej, to tutaj pojawia się Loża Czarodziejek — tajne grono potężnych i niezależnych kobiet, które miały rządzić Kontynentem z cienia. Nic nie trzeba było wymyślać — Sapkowski już oddał należny szacunek swoim żeńskim postaciom. Ale nie, to nie wystarczyło. Z jakiegoś powodu, w wizji twórców, Yennefer miała być nie tylko ważna, ale najważniejsza. Nie tylko czarodziejka — centralna postać wszystkiego. I tak, kończy prowadząc dosłownie wszystkich, zamieniając się w pełnoprawną liderkę oporu, Sarah Connor Kontynentu — lub kogoś bliskiego tej postaci. Sytuacja staje się gorsza, gdy jej głównym przeciwnikiem staje się nikczemny mężczyzna, Vilgefortz, który przewyższa wszystkie kobiety pod każdym względem — nie dając im żadnych szans na zwycięstwo.
W tym momencie fani mają pełne prawo do jęczenia. Oczywiście, Vilgefortz jest jednym z głównych antagonistów historii — ale nie jest nawet bliski przesadnemu superzłoczyńcy, w jakiego zamienia go serial. Po zamachu w Thanedd znika z radarów czarodziejek i całkowicie koncentruje się na Ciri. I nie zapominajmy — zarówno Yennefer, Francesca Findabair, jak i szczególnie Philippa Eilhart są jednymi z najpotężniejszych osób na Kontynencie. W otwartej walce przeciwko nim wszystkim, Vilgefortz nie miałby szans tylko z powodu liczby. Niestety, to byłoby zbyt proste dla pisarzy. Poza tym, rola Yennefer w książce jest stosunkowo pasywna — czego twórcy serialu nie mogli pozwolić sobie na. Lauren Hissrich wielokrotnie podkreślała, że czarodziejka i księżniczka są prawdziwymi centralnymi postaciami historii, a nie Geralt — mimo że cała seria książek nosi jego imię.
A teraz, oto co się dzieje: Vilgefortz zbiera armię renegackich magów, podczas gdy Yennefer gromadzi własną armię czarodziejek. Dzięki jakiejś elfiemu magii, złoczyńca zamyka portale, odcinając kobietom możliwość teleportacji. Jednak ich magia działa doskonale — pamiętaj o tym szczególe. Yennefer, Triss i Philippa przygotowują się do ataku na swoją nową magiczną twierdzę. Nagle okazuje się, że Chaos, z którego czerpią swoją moc, jest ograniczony i się kończy — więc czarodziejki muszą… nauczyć się walczyć mieczami! Fakt, że w pierwszym sezonie widzieliśmy, jak czerpią energię z kwiatów i innych źródeł, jest całkowicie zapomniany. Zły Vilgefortz jest teraz tak potężny, że nie tylko kontroluje Chaos, ale także pochłania siłę życiową swoich zwolenników, aby zwiększyć swoje możliwości. Aby szkolić kobiety, przybywają sami wiedźmini — i, uwaga, podróżują z odległego Kaer Morhen bez portali, docierając do twierdzy w zaledwie kilka dni, radośnie rozdając miecze i, z jakiegoś powodu, łuki. Nie trzeba dodawać, że to absolutna katastrofa na każdym poziomie.
W końcu Yennefer dźga ludzi sztyletem, Vesemir umiera walcząc z Vilgefortzem — całkowicie zacierając jakąkolwiek nadzieję na połączenie serialu z grami. Od tego momentu finał mógłby pójść w dowolnym kierunku, a włączenie Dzikiego Gondu jest teraz poważnie wątpliwe.
Na nieco zabawny sposób zauważyłem, że wszystkie najbardziej kontrowersyjne wybory obsadowe wśród czarodziejek kończą się ich śmiercią, pozostawiając tylko Fringillę Vigo, Triss i Yennefer w przyjaznej różnorodności drużynie. Ta pierwsza, nawiasem mówiąc, jest torturowana w zamku Vilgefortza — mimo że ma mieć przyszłość poza tym. Jest też niezamierzona, zabawna scena, w której Philippa próbuje przesunąć dźwignię na wieży wodnej rękami, najwyraźniej zapominając, że jest, cóż, czarodziejką. Czarodziejki przypominają sobie o używaniu magii — i odkładaniu swoich mieczy — w momencie, gdy sieć portali wraca do działania, jakby to było ich ostateczne zaklęcie bojowe.
Czy jest coś w tym sezonie, co warto pochwalić? Dziwnie — tak. Muszę podkreślić choreografię walki. Wiedźmin w końcu rozwinął swój własny, wyraźny styl walki mieczem, różniący się od wszystkiego innego w telewizji. Opisałbym to jako praktyczny realizm — w ramach logiki tego fikcyjnego świata, oczywiście. Wiedźmin nie macha bez celu; wykonuje jak najmniej ruchów, ale każdy z nich jest przemyślany i efektywny. Fani rozpoznają kilka technik z gier, podczas gdy inne są zupełnie nowe — nawet w porównaniu do poprzednich sezonów. Owszem, nie wszystkie walki są uzasadnione narracyjnie — niektóre wydają się istnieć tylko po to, by mieć walkę — ale wciąż są przyjemne do oglądania. Ogólny ton programu również się zmienił. Ciemna, stonowana paleta kolorów zniknęła — zastąpiona jaśniejszym, bardziej baśniowym wyglądem fantasy. Praktycznie każda chwila z pierwszego sezonu wydaje się ciemniejsza niż cała czwórka. Czy to dobrze, czy źle, to kwestia gustu.
***
W końcu zostajemy z dość przygnębiającym obrazem. Wydaje się, że twórcy programu tylko przejrzeli streszczenia książek, nie zwracając uwagi na szczegóły ani na atmosferę, która sprawiła, że Wiedźmin był wyjątkowy. Nowy sezon przypomina raczej średniobudżetową sztukę teatralną niż epicką fantasy — i to mimo astronomicznego budżetu. Powiem coś, co brzmi heretycko: oglądanie chaosu Władcy Pierścieni: Pierścienie Władzy jest w rzeczywistości bardziej przyjemne.
Teraz możemy tylko czekać na premierę ostatniego sezonu. Został już nakręcony, nawiasem mówiąc — co szczerze mówiąc, trochę mnie niepokoi. Prawie boję się wyobrażać, co czeka naszych ukochanych bohaterów.
Jaki jest główny problem z Czwartym sezonem Wiedźmina?
Przejdź do ankiety