Gry Devil May Cry 5 Special Edition Wszystkie recenzje Recenzja od Nagtok

Devil May Cry 5.

Nigdy wcześniej nie grałem w żadne slashery,

Ale grałem w gry Capcomu, postanowiłem sprawdzić żarty i zobaczyłem memy o uniwersum DMC, flexie Dantego Heartbeat, krześle mocy i motywacji Vergila,

i kwestii Nero „cyberprześladowałem cię, tak”. To wszystko wzbudziło moje zainteresowanie tym uniwersum. Wcześniej widziałem to tylko w grze mojego przyjaciela, który nie mógł się doczekać, żeby zagrać w „Japończyka”. Grał w DMC 4, kiedy wyszło, a ja pomyślałem sobie: 🗿 co to jest, ale podobała mi się muzyka, więc po prostu o niej zapomniałem.

Nadszedł czas, żeby to pobrać i od razu dostałem edycję specjalną, bo też chciałem zagrać jako Vergil i dowiedzieć się, o co chodzi z tą całą Mocą i Motywacją.

No to odpalamy, widzimy ekran startowy (dostajesz jedną złotą kulę za zalogowanie, już ci coś dali za samo zalogowanie🙂). Jest tam jakieś mechaniczne ramię, jakiś facet z białymi włosami i dwuręcznym mieczem na plecach, i efekty specjalne, wow, puch! DEVIL MAY CRY V (5🙃).

Najpierw zajrzałem do historii DMS, skoro jest taka funkcja, okej, szybko zagłębiłem się w fabułę, a potem poszliśmy ciąć mięso, korzystając z autorskiego przepisu lokalnych kebabów.

Pierwsze minuty gry to trening: chodzenie, uderzanie, no cóż, klasyka (w Soulslike'ach po samouczku wrzucają cię prosto do piekła). Zatem, naturalnie, zgodnie z prawem slashera, nasz bohater całkowicie zapomniał o fizyce i teraz jest jasne, dlaczego Newton w ogóle zaczął myśleć o ziemskiej grawitacji (chociaż gdyby dało się poruszać jak w slasherach, myślę, że niewielu by się temu sprzeciwiło🙂). Po drodze spotykamy postacie takie jak V – lokalny fashionista w topowym garniturze od włoskich projektantów, z tatuażami, chudą naturą i wyglądem koreańskiego aktora filmowego, ale z europejską twarzą. Steruje gadającym ptakiem i panterą, na której jeździ jak na jednokołowcu, gdy ta wpada do kałuży.

Wchodzimy więc głównymi drzwiami i widzimy naszych towarzyszy w opłakanym stanie. Jako bohater postanawiamy pokazać, kto tu rządzi. Postanawiamy zaatakować dumnie siedzącego Urizena (głównego złoczyńcę gry (choć i tu czekają niespodzianki)). Dostajemy porządnego kopa. Dante postanawia go powstrzymać, bo jesteśmy za słabi, zwłaszcza z jedną ręką. Nie jesteśmy dla niego godnymi przeciwnikami. Po chwili oburzenia odchodzimy z V i uświadamiamy sobie, że musimy stać się silniejsi.

I wtedy zaczyna się zabawa.

Im dalej posuwamy się w fabule, tym ciekawiej się robi: zdobywanie poziomów, ekwipunek, ruchy, a co najważniejsze, FAJNA ŚCIEŻKA DŹWIĘKOWA. Uwielbiam, gdy muzyka w grach ma tak potężny wpływ na atmosferę i staram się znaleźć gry, których nie wstydziłbym się pobrać. DMS jest idealnym przykładem: Devil Trigger, Crimson Cloud, Subhuman, Bury the Light — to coś wyjątkowego.

To była pierwsza część recenzji DMC 5.

Drugą część napiszę później.🙂

P.S. Przepraszam za natłok tekstu.

Gameplay
10 / 10
Grafika
10 / 10
Fabuła
10 / 10
Zarządzanie
10 / 10
Dźwięk i muzyka
10 / 10
Multiplayer
5 / 10
Lokalizacja
8 / 10
9.0
Komentarze 0
Zostawić komentarz